Historia jednego liścia

Dodane przez admin dnia
17 października, 2022
Co łączy Skierniewice i Kapsztad - stolicę Republiki Południowej Afryki? Oba te miasta nękają susze. I nie chodzi tu o przejściowe okresy upałów, które zmieniają miejskie trawniki w spalone połacie siana i każą mieszkańcom co chwilę odświeżać aplikację pogodową w nadziei na obietnicę opadów. W tych oddalonych od siebie o niemal 10 000 kilometrów miastach […]

Co łączy Skierniewice i Kapsztad - stolicę Republiki Południowej Afryki? Oba te miasta nękają susze. I nie chodzi tu o przejściowe okresy upałów, które zmieniają miejskie trawniki w spalone połacie siana i każą mieszkańcom co chwilę odświeżać aplikację pogodową w nadziei na obietnicę opadów. W tych oddalonych od siebie o niemal 10 000 kilometrów miastach z powodu zmian klimatycznych pada tak rzadko, że latem zdarzają się przerwy w dostawie wody. Suche są studnie głębinowe skierniewickich wodociągów i - w przypadku stolicy RPA - olbrzymie zbiorniki retencyjne, napełniające się niegdyś przez jesień i zimę po brzegi.

Doświadczenie przerwy w dostawie wody w codziennym życiu mieszczucha jest oczywiście dotkliwe, ale żeby przetrwać niedogodność zawsze zostaje nam pięciolitrowy baniak przytaszczony z marketu. Prawdziwy dramat rozgrywa się na polach. Prezes Lubuskiej Izby Rolniczej szacował w maju b.r. straty spowodowane suszą w zbożach i rzepaku na 30-40%. Paradoksalnie to właśnie szczególnie narażone na klęskę suszy rolnictwo oszczędzając wodę może zmienić najwięcej. Według Europejskiej Agencji Środowiska niemal ⅓ wody pitnej w Europie wykorzystywana jest właśnie w rolnictwie i aż 80% z niej służy do nawadniania upraw. To samonapędzająca się spirala - zraszacze na plantacjach sałaty czy truskawek zużywają miliony litrów tej samej wody, której później zaczyna brakować w kranach mieszkańców Skierniewic.

Na szczęście istnieją już świetnie sprawdzone rozwiązania tego problemu.

Pod koniec lat 80tych NASA wykorzystało nieużywaną już komorę hipobaryczną, ustawiając pod jej ścianami regały i sadząc na nich rośliny jadalne w specjalnych tackach. Szczelnie zamykane pomieszczenie, regulowane sztuczne światło nad półkami i zamknięty obieg wody dały badaczom doskonałą kontrolę nad środowiskiem wzrostu. Plony - w przeliczeniu na metr kwadratowy - okazały się być o wiele większe, niż przy uprawie na polu. Zużycie wody było o wiele mniejsze, a rośliny nie potrzebowały chemicznej ochrony przed szkodnikami czy chwastami. Tak powstała pierwsza farma wertykalna.

Dziś koncepcja uprawy roślin na wielu piętrach, w zamkniętych pomieszczeniach, w kontrolowanych warunkach rozpowszechnia się intensywnie na całym świecie. Do instalacji farm wykorzystuje się specjalnie zbudowane hale, stare kontenery do transportu morskiego, ale też istniejące już budynki. Również te przestrzenie, które z uwagi na wiek przestały pełnić swoje pierwotne role, np. stare zakłady produkcyjne. Wystarczy dostęp do wody, prądu i odpowiednia wentylacja, a nawet w betonowym sercu miasta wyrosną rośliny o wartościach odżywczych, wyglądzie i smaku jak z ogródka. Tak właśnie wygląda to na warszawskim Mordorze, przy Konstruktorskiej, gdzie startup Listny Cud od dwóch lat uprawia wertykalnie mikroliście i zioła.

- Rośnie u nas 11 gatunków mikroliści, dorosła rukola, kolendra i bazylia. W kolejnych latach chcemy rozpocząć uprawę sałaty, truskawek i pomidorów - mówi Matylda Szyrle, prezeska Listnego Cudu. - Naszym największym motywatorem jest myśl o zapewnieniu ludziom dostępu do bogatego w składniki odżywcze jedzenia, wyprodukowanego w zrównoważony sposób. Wydaje się, że to odległa perspektywa, ale już niebawem w wyniku kryzysu klimatycznego dostęp do świeżych produktów rolnych może być ograniczony - dodaje.

Miejscy rolnicy z Konstruktorskiej traktują swoją ekologiczną misję bardzo poważnie: - Nie ma u nas charakterystycznych dla większości producentów zieleniny opakowań z plastiku. Do pakowania używamy kompostowalnych rękawów z folii celulozowej, a nasze doniczki są w pełni biodegradowalne. Wszystkie nasze produkty mają certyfikat rolnictwa ekologicznego

W słowach szefowej przedsięwzięcia słychać przekonanie, że dopiero rozpowszechnienie upraw wertykalnych w Polsce przyniesie wymierne efekty. Dlatego firma nie poprzestaje na produkcji zieleniny.
- Budujemy i sprzedajemy takie farmy w różnych rozmiarach, by umożliwić dostęp do tej technologii jak najszerszej grupie użytkowników. Ultralokalność, zero pestycydów, zero jednorazowego plastiku, oszczędność 90% wody - ta metoda naprawdę nie ma wad, zwłaszcza gdy wykorzystamy do jej utrzymania odnawialne źródła energii - podsumowuje.

Jak to rozwiązanie może pomóc mieszkańcom Skierniewic i Kapsztadu? W pierwszym roku funkcjonowania na zaledwie 20 metrach kwadratowych uprawy wertykalnej Listny Cud zaoszczędził 106 000 litrów wody w porównaniu z tradycyjną produkcją tych samych roślin na polu. Biorąc pod uwagę średnie zużycie wody na osobę w Polsce, ilość zaoszczędzona przez jeden niewielki startup z Warszawy dałaby swobodny dostęp do wody 3 osobom na cały rok.

Autor: Hanna Sienkiewicz-Twardoch www.listnycud.pl

Polecane

arrow-down linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram Skip to content